Wieczorem przyszedł do mnie „Kolumb” (nazwiska jego nie znam do dzisiaj) i okazał mi połowę przedartego banknotu pięćdziesięciozłotowego. Oznaczało to, że nasz przewodniczący Marek Rusakiewicz wpadł.
Mały konspirator urodził się we mnie w bardzo młodym wieku. Był to czas, kiedy w Gorzowie Wielkopolskim powstało pierwsze Radio „Solidarność”. Współtwórcą tego Radia był mój Świętej Pamięci Tato, Witold Bednarz. Było w to w roku 1982, kiedy miałem raptem 12 lat.
Ciepły, słoneczny czerwiec i akwarium w pokoju Marka. Akwarium miało wprowadzać spokój, a Waldek twierdził, że jest lepsze niż telewizor i kominek razem wzięte.
I szłam, i patrzyłam tylko, czy nikt się za mną nie ogląda. Bo przecież cukier był na kartki, a szklanka cukru była wręcz skarbem, a ja ją wyrzuciłam do śmieci.
Od kwietnia 1987 roku, dzięki zaangażowaniu gorzowskiego RMN-u oraz Staszka Bożka i Hani Augustyniak z Międzyrzecza, organizowano w naszym mieście marsze protestacyjne przeciwko składowaniu odpadów radioaktywnych w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym (MRU).
Wiadomo, w tej sytuacji trzeba było się bardzo szybko ewakuować, więc zwinęliśmy część sprzętu, czyli najbardziej wartościowe rzeczy – nadajnik z oprzyrządowaniem, natomiast cięższe rzeczy i maszty pozostawiliśmy.
Oczywiście domyśliłem się od razu, że przyszli do mnie. W trakcie przeszukania znaleźli te ulotki. Miałem wtedy 16 lat, byłem nieletni. Zabrali mnie na Kwiatową i tam przesłuchiwano mnie.
Pierwszy raz wpadłem z Ryśkiem Druciem, który też miał taki krótki epizod. Do konspiracji wciągnął go Tomek Bicki, od którego dostał ulotki. Rysiek powiedział do mnie: Chodź, pójdziemy je rozrzucić.
To ja mówię: To co, Marcin, idziemy dalej, nie? Poszliśmy, znaleźliśmy te spraye, dalej leżały pod tym samochodem na tym podwórku. I poszliśmy dalej malować. I wtedy namalowaliśmy pod rondem Kaponiery.
Wcześniej naczytałam się książek o Powstaniu Warszawskim i pierwsza moja myśl to była taka: Nasi przychodzą mnie odbić. Tak pomyślałam, że to na pewno nasi: Jak mogłam zwątpić? To przecież nasi…