Mały konspirator

Radio „Solidarność” i mój Tata

Mały konspirator urodził się we mnie w bardzo młodym wieku. Był to czas, kiedy w Gorzowie Wielkopolskim powstało pierwsze Radio „Solidarność”. Współtwórcą tego Radia był mój Świętej Pamięci Tato, Witold Bednarz. Było w to w roku 1982, kiedy miałem raptem 12 lat. Mimo że byłem wtedy bardzo młody, nie uszło mi to uwadze, że u nas w domu dzieje się coś innego niż w innych domach, niż w mieszkaniach u moich kolegów, że u nas jest coś innego. Przychodzili wtedy do naszego mieszkania nieznajomi mi wtedy ludzie, z którymi tata zamykał się w pokoju i godzinami rozmawiał na wtedy jeszcze nieznane mi tematy. Moja przygoda z konspiracją rozpoczęła się,  kiedy to pan Jagodziński przyniósł tacie przerobionego Grundiga, przez którego można było podsłuchiwać rozmowy milicjantów. I tak leżałem nocami na łóżku i słuchałem sobie co oni mówią. Ten przerobiony Grundig służył potem do tego, by wiedzieć jakie kroki podejmuje milicja w czasie gdy nadawana jest audycja Radia „Solidarność”. Najpierw były próby audycji, które były bardzo krótkie i nadawane nie w godzinach szczytu, tylko na jakimś filmie. A moja mamusia, Daniela Bednarz i ja mieliśmy za zadanie oglądać ten film, i słuchać w tym czasie milicyjnych rozmów. A później powiedzie tacie, czy były jakieś zakłócenia w czasie tego filmu. Czy było coś słychać i co mówili milicjanci przez radio. Później doszło już do tych prawdziwych audycji Radia „Solidarność”, które nadawane były o godzinie 20:00, podczas Dziennika Telewizyjnego. A ja wtedy siedziałem przed telewizorem podekscytowany, czekając kiedy usłyszę: tu Radio „Solidarność”. Wtedy jeszcze nieświadomy tego, że właśnie jest pisana historia przez mojego tatę, siedzącego gdzieś na dachu wieżowca, przez naszą rodzinę, przez naszych znajomych, przyjaciół i wszystkich, którzy walczyli w jakiś sposób z ustrojem. Niestety po jakimś czasie doszło do zatrzymania mojego taty przez Służbę Bezpieczeństwa. Byłem świadkiem przeszukania naszego mieszkania. W ten oto sposób zostałem zaszczepiony antykomunistycznym myśleniem.  Urodził się wtedy we mnie  mały buntownik, mający przed oczyma facetów, którzy przeglądają każdy kąt mieszkania. Na koniec zabrali mojego tatę, którego zobaczyłem dopiero po kilkunastu tygodniach.  

Zostałem drukarzem

Zacząłem wtedy jeździć z moją mamą do Warszawy po bibułę. Każdy taki wyjazd szlifował we mnie antykomunistyczny charakter. Później, gdy włączyłem się w działalność Ruchu Młodzieży Niezależnej, też jeździłem do Warszawy po bibułę. Wtedy już z Norbertem Żalem, wracaliśmy pociągiem z plecakami pełnymi antykomunistycznych książek i gazetek. Kiedyś nawet specjalnie zostaliśmy dłużej w Warszawie, bo wpadła nam w ręce ulotka informująca o antykomunistycznej demonstracji która odbędzie się następnego dnia. Więc nie mogliśmy przepuścić takiej okazji. Zostaliśmy dłużej, żeby wziąć udział w tej demonstracji.

W międzyczasie po amnestii wyszedł z więzienia mój tato, który naturalnie nie zaprzestał walki z komuną i działał dalej w konspiracji. Wtedy zaczęła się moja, że tak powiem, prawdziwa działalność podziemna, konspiracyjna, w Ruchu Młodzieży Niezależnej. Tato wziął mnie pierwszy raz ze sobą do podziemnej drukarni, gdzie z Krzyśkiem Sobolewskim i Grzegorzem Baczyńskim drukowali biuletyn RMN „Szaniec”. Zaczynałem od mycia sita na ramce, mieszaniu farby i sprzątania po drukowaniu.  Powoli z tygodnia na tydzień Krzysiek Sobolewski uczył mnie drukowania sitodrukiem. I tak z czasem stałem się jednym z drukarzy RMN-u. Kulaliśmy (tak mówiliśmy w naszym żargonie -tzn. drukowaliśmy) w wielu miejscach w Gorzowie Wielkopolskim, u wielu ludzi i w różnych mieszkaniach. Drukowałem później jeszcze z innymi drukarzami, między innymi z Andrzejem Kamradem,  Adamem Bohuszem czy Norbertem Żalem.

Akcja ujawnień

W 1986 roku była ogólnopolska akcja ujawnień. Byłem w pierwszej klasie szkoły zawodowej. Miałem wówczas w cukierni w Wawrowie. Przyjechali wtedy po mnie panowie ze Służby Bezpieczeństwa. Zabrali mnie do szkoły i przed panią dyrektor chcieli, abym się ujawnił. Zarzucili mi wtedy angażowanie się w RMN-ie. Ja naturalnie nie ujawniłem się. Miało to najprawdopodobniej wpływ na to, że stawiając wniosek o paszport, bo wujek chciał zabrać mnie do Grecji na wycieczkę, dostałem odmowę. Cała ta akcja nie miała wpływu na dalszą moją działalność w RMN.

Wiadomo było już, że SB o mnie wie. Dalej jednak drukowałem. Czasami również kolportowałem to, co wydrukowaliśmy. Dalej  jeździłem z całym plecakiem bibuły tramwajem na ulicę Walczaka i w różne inne miejsca w Gorzowie.

Chęć walki z komuną wtedy  tkwiła we mnie tak bardzo, że samo drukowanie było dla mnie za mało. Mimo że była to najważniejsza moja funkcja w RMN-ie, to chodziłem również rozrzucać ulotki w gorzowskich szkołach i malować antykomunistyczne hasła na  murach. Przede wszystkim na Osiedlu Staszica, gdzie wtedy mieszkałem. Raz podczas malowania doszło do sytuacji, że prawie złapała nas milicja. byliśmy wtedy we dwoje, z Jackiem Sierżantem. Udało nam się uciec. Byliśmy już prawie w domu, ale jeździło tyle milicji, że nie mogliśmy wbiec do klatki, żeby nas nie widzieli. Leżeliśmy chyba z pól godziny w krzakach pod domem i czekaliśmy na dogodną sytuację.  Jak już udało nam się dotrzeć do mieszkania, to po ciemku z okna przyglądaliśmy się jak dalej milicja jeździ i nas szuka.

Rozrzucanie ulotek

Do rozrzucania ulotek w szkołach brałem zawsze ze sobą Jacka Sierżanta. Często też był z nami Norbert Żal. Pamiętam też taką sytuację, gdy po rozrzucaniu ulotek w szkole przy ulicy Śląskiej uciekaliśmy, a Norbert skoczył z kilkunastu schodów. Wtedy złamał lub skręcił bardzo mocno sobie nogę. Nie pamiętam dokładnie, ale chyba wtedy go wtedy złapali. Zresztą z Norbertem zawsze były wesołe sytuacje. Następna taka była już krótko przed wolnymi wyborami. RMN wówczas pomagał starszym kolegom z „Solidarności” rozklejając po mieście plakaty przedwyborcze czy specjalne naklejki z informacją na kogo głosować. Byliśmy wtedy na Zawarciu. Jacek Sierżant, Norbert Żal i ja. Zaczęła gonić nas milicja samochodem. Uciekaliśmy chodnikiem, który szedł wędkarz. Niestety zablokował Norbertowi ucieczkę i go zatrzymał aż do przyjazdu milicji. Ja z Jackiem zdołaliśmy uciec. Norbertowi się nie udało. Ja dalej z Jackiem biegłem. Jacek zaczął krzyczeć: „uciekamy na Zieloną”. Wtedy pomyślałem, że chyba Jacek zwariował. Gdzie my na Zieloną Górę będziemy uciekać? A że Jacek mieszkał na Zawarciu i znał te okolice. Miał na myśli ulicę Zieloną. Ja nie wiedziałem, że taka ulica istnieje.

Akcja „daszek”

W marcu 1989 roku, kiedy RMN był zaangażowany w walkę przeciw budowie elektrowni jądrowej w Klempiczu, brałem udział w akcji ” daszek”. Wskoczyliśmy wtedy we czwórkę z kolegami z RMN na daszek Domu Towarowego SDH koło Katedry. Stojąc tam z transparentami, rozrzuciliśmy ulotki, nawołujące ludzi do przyjścia na marsz protestacyjny, który organizowaliśmy 2 kwietnia. Nie zapomnę sytuacji, gdy podstawiając drabinę, żeby wejść na ten daszek, okazało się, że drabina jest za krótka. Trzeba było wejść dosłownie na ostatni szczebel i jeszcze podskoczyć, żeby chwycić daszek i się jeszcze podciągnąć. Na szczęście wszyscy daliśmy radę. Po całej akcji  udało nam się wtedy tez uciec. Pomogli nam ludzie, którzy zablokowali dojazd milicji stojąc bez ruchu przed nyską milicyjną.   

Moja 18-tka

Moje osiemnaste urodziny przypadły na 12. grudnia 1988 roku, czyli w przeddzień 7. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego.  Pamiętam, że już wszystko miałem przygotowane na urodzinowa imprezę. Goście zaproszeni. Ale 13. grudnia naturalnie najpierw trzeba było pójść na mszę za Ojczyznę. Wtedy odbywała się w kościele przy Żeromskiego. Po mszy chcieliśmy z transparentami przejść pod Katedrę. Niestety już przy ul. Matejki zostaliśmy zaatakowani przez ZOMO i milicję. Ja szedłem  w pierwszym rzędzie i praktycznie  bez szans na szybką reakcję zostałem powalony na ziemię. Za chwilę zostałem przeniesiony do milicyjnej nyski. W marszu tym uczestniczyli też moi koledzy, którzy byli zaproszeni na urodziny, ale im udało się uciec. Pierwsze, co zrobili, to poszli do moich rodziców, żeby ich powiadomić, że mnie zatrzymano. Moi rodzice od razu zaczęli działać. Poszli do naszego sąsiada śp. Pana Stanisława Żytkowskiego, szefa podziemnej „Solidarności”. Mieszkaliśmy w tym samym bloku, w tej samej klatce.

Tymczasem, wykorzystując chwilę nieuwagi milicjantów, udało mi się uciec przez uchylone boczne drzwi nyski. Gdy przybiegłem do domu, tam zastałem zatroskanych, ale szczęśliwych rodziców. Moi koledzy chyba bardziej byli przerażeni tym, że może nie odbyć się zaplanowana moja impreza urodzinowa.

Dziękuję za RMN

Nie jest  łatwo po tylu latach przełożyć na papier wszystkich wspomnień i emocji, które wtedy nam towarzyszyły. Nie ma niestety już tych dwóch najważniejszych dla mnie  osób,  które pokazały mi, jaką drogą mam iść w życiu. Nie ma już moich rodziców. Zawsze będę im wdzięczny. Cieszę się bardzo, że dane mi było poznać Was, przyjaciół moich z RMN. Razem z Wami mogłem włożyć tę cegiełkę w tym fundamencie, który budował  Wolną Polskę.

DZIĘKUJĘ!