wspólnie z moją mamą, Mirosławą I z funkcjonariuszem SB Mirosławem Seclerem, który tamtego dnia, w 1985 r. usiadł przede mną na drewnianym, prostym biurku, wskazał wazon z kwiatami i powiedział: – Widzisz, ja też mam imieniny, nie przetrzymuj nas tutaj. To z kim się kontaktujesz..?
Wtrącili mnie wreszcie do tego lochu. To była piwnica, z malutkim oknem i pryczą, w formie wbudowanego w ścianę podestu. Leżały na niej szare koce, których tak się brzydziłam, że wolałam marznąć przez całą noc, bez okrycia.
Dziś wiem, że młodzieżowa opozycja, organizowana w formie harcerstwa, była w Polsce czymś naturalnym. Po kampanii wrześniowej, pierwsze młodzieżowe organizacje konspiracyjne powstawały w oparciu o drużyny harcerskie.
Strach towarzyszył mi wielokrotnie, choć oczywiście nie zawsze. Największy jednak, gdy z Markiem Bigosem postanowiliśmy zawiesić transparent „Solidarności” na kominie znajdującym się na terenie Stilonu, niedaleko przepompowni ścieków.
Postanowiliśmy, że będziemy coś robić. Początki nie były łatwe. Robiliśmy pieczątki z ziemniaków z symbolami „Solidarności Walczącej”. Odbijaliśmy je na zdobytym papierze i kleiliśmy na murach lub przystankach.
Do RMN-u nie trafiłam z dnia na dzień. To było takie powolne „wsiąkanie” w środowisko. Moja młodość była harcersko-pielgrzymkowa. I w harcerstwie, i na pielgrzymkach, i w szkole spotykaliśmy się z ludźmi, którzy uczestniczyli w opozycji.
W moim domu od zawsze był kontakt z opozycją. Oczywiście mój ojciec od zawsze miał służbowe kontakty z SB, milicją, wojskiem, gdyż wielu z tych ludzi było myśliwymi i przychodziło strzelać na strzelnicy.
No i naprzeciwko Urzędu Miejskiego złapał mnie „esbek” i zaczął mnie ciągnąć w kierunku komendy milicji przy ul. Obotryckiej. Było to około godziny 19….