Moja „przygoda opozycyjna” zaczęła się w harcerstwie. Niezależnym harcerstwie. Zostałem uczniem II Liceum Ogólnokształcącego im. Marii Currie-Skłodowskiej we wrześniu 1981 roku, a wiec w środku „karnawału Solidarności”. I od razu wstąpiłem do 23. Gorzowskiej Drużyny Harcerzy (GDH).
Drogowskazem w tych czasach było dla mnie nauczanie społeczne Kościoła oraz świadectwo ludzi z nim związanych, w tym duszpasterzy, którzy potrafili porywać słowami i bezkompromisową postawą w obronie wartości.
Jestem zadowolony i bardzo dumny z tego, że byłem zaangażowany w działalność opozycyjną. A do opozycji trafiłem przez Marka Rusakiewicza.
Któregoś razu Adam Borysławski zlecił mi takie zadanie, żeby regularnie (w określone dni, o określonej godzinie) zostawiać gazetki w wyznaczonym miejscu – na ławce przy murze miejskim, w takim zarośniętym miejscu. Nie wiem, kto to odbierał
Krzysiek zakazał nam spotykania się z innymi działaczami RMN-u. Mieliśmy być „cichą drukarnią”. Dosyć długo „ubecja” nas nie znała. Początkowo Krzysiek przynosił ze sobą sprzęt do drukowania, ramki. Później mieliśmy je na stałe u Adama.