Wciągnęła mnie Asia

To było na przełomie 1987 i 1988 roku. Uczyłem się wtedy w Technikum Ogrodniczym w Nowym Miasteczku. Razem ze mną, do tej samej klasy, uczęszczała Asia Miś. To ona po raz pierwszy zaprosiła mnie na spotkanie Ruchu Młodzieży Niezależnej. Asia znała moje przekonania i wiedziała, że nie zgadzam się z tym, co się dzieje w naszym kraju. I zaproponowała mi przyjście na spotkanie do salki przy ulicy Chrobrego w Zielonej Górze, przy parafii Najświętszego Zbawiciela. Na spotkanie z ludźmi o podobnych poglądach na rzeczywistość. Poszedłem tam z nią i spotkałem tam bardzo wiele fajnych dziewczyn i chłopaków. Pamiętam Piotra Łysakowskiego, później jednego z założycieli Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego w Zielonej Górze, a dzisiaj grafika komputerowego, który współtworzył logo „PiS”-u, które dzisiaj funkcjonuje. Tam poznałem Adama Urbaniaka, który dzisiaj jest przewodniczącym Rady Miasta w Zielonej Górze, Roberta Pokrzyńskiego, Wojtka Rutkiewicza, Janusza Opaskę… To było kilkanaście osób. Okazało się, że to były osoby, które w jakiś sposób zostały wciągnięte do Ruchu Młodzieży Niezależnej poprzez kontakty z Gorzowem i Międzyrzeczem. Prawdopodobnie to było tak, że na pielgrzymce w 1987 roku ktoś im o tym opowiedział. Niestety ja na tej pielgrzymce nie byłem. Byłem dopiero w 1990 roku. Oni rozpoczęli działalność, która działała na wyobraźnię. Spotykaliśmy się tam i planowaliśmy różne działania. Część moich kolegów zajmowała się taką małą poligrafią. Oni mieli swoje miejsca, gdzie drukowali czy to na powielaczu spirytusowym, czy w inny sposób różne materiały, które najczęściej otrzymywaliśmy z Gorzowa lub z Wrocławia. Posiadaliśmy też swoją bibliotekę. Wymienialiśmy się książkami z drugiego obiegu.

Nie byliśmy konspiratorami

Często też zdarzały się zabawne, ale i niebezpieczne sytuacje, kiedy trzeba było przenosić tę nasza bibliotekę. Pamiętam, że kiedyś chyba Rafał Marszałek i Robert Pokrzyński zostali zatrzymani przez „zomowców” na ulicy podczas przenoszenia „bibuły”. „Zomowcy” przeglądali plecak, a na wierzchu była książka z wierszami erotycznymi. Wyciągnęli akurat tę książkę. Zaczęli czytać. Uśmiechnęli się, oddali i pozwolili pójść dalej.

Jedną z form naszej działalności było organizowanie mszy za Ojczyznę. Robiliśmy to cyklicznie, co miesiąc. My o tych mszach informowaliśmy, drukując ulotki, które były kolportowane czy naklejane w różnych miejscach miasta. Asia Miś postanowiła taką ulotkę nakleić na Komitecie Wojewódzkim PZPR w Zielonej Górze na ulicy Westerplatte. Ten budynek był mocno chroniony. I podczas tego naklejania Asia została zatrzymana. Później przewieziono ją na komendę na ulicę Partyzantów. Tam była przesłuchiwana przez młodego milicjanta, który pytał się jej – dlaczego taka młoda, fajna dziewczyna bawi się w coś takiego jak opozycja. A ona mu odpowiedziała: Co taki młody, fajny chłopak robi w milicji?

Nie pamiętam, aby z powodu tej naszej działalności ktoś miał jakieś większe nieprzyjemności. Ale chyba nie zdawaliśmy sobie sprawy wtedy, jako młodzi ludzie, że mogą być z tego jakieś konsekwencje, które mogą nam grozić. O tych konsekwencjach ja z Asią dowiedzieliśmy się dopiero po maturze. Dyrektor naszej szkoły, dyrektor Buzała, dopiero wtedy, kiedy maturę już skończyliśmy, poinformował nas, że po tym zdarzeniu byli u niego funkcjonariusze SB. Dali mu do zrozumienia, że dobrze by było, gdyby pod jakimś pretekstem pozbył się Asi ze szkoły. On oczywiście się nie zgodził i nigdy się nie zdradził, że były z nim takie rozmowy przeprowadzane.

Wiele naszych działań było jakby sprzecznych z logiką konspiracji. Pamiętam na przykład, jak zorganizowaliśmy, w jednej z sal wykładowych Wyższej Szkoły Inżynieryjnej, spotkanie z różnymi środowiskami opozycyjnymi, działającymi na terenie Zielonej Góry i okolic. Poza RMN-em był to KEFAS – Stowarzyszenie Młodzieży Chrześcijańskiej, Ruch Młodzieży Solidarnej z Sulechowa, Związek Harcerstwa Rzeczpospolitej. Podczas tego spotkania wymienialiśmy się danymi kontaktowymi, wpisywaliśmy się na listę. Ta lista prawdopodobnie natychmiast trafiła do rąk organów bezpieczeństwa. Dowiedziałem się co prawda o tym dopiero po latach. Oczywiście ciężko było mieć w tamtych czasach telefon. Ja nie miałem, więc podałem na tej liście nr telefonu do mojej sympatii, z którą się spotykałem. Po latach dowiedziałem się też, że ten telefon był od tamtego momentu podsłuchiwany. My wówczas nie do końca kryliśmy się z tym, co robimy.

Mieliśmy taką odwagę działania. Regularnie, po każdym naszym cotygodniowym spotkaniu, wyruszaliśmy na miasto. Te nasze wyjścia na miasto kończyły się na przykład tym, że plac Lenina, który był w Zielonej Górze w centrum miasta, przemalowywaliśmy na plac Piłsudskiego. Używaliśmy szablonów i zamalowywaliśmy starą nazwę, a pojawiała się nowa. Prowadziliśmy też akcje ulotkowe przed różnymi wydarzeniami. 17 września 1988 roku zorganizowaliśmy marsz upamiętniający agresję wojsk sowieckich na Polskę. Ten marsz był krótko po winobraniu, podczas którego nasi ludzie roznosili ulotki informujące o tym marszu. Na marszu pojawiło się sto kilkadziesiąt osób, które przeszły od kościoła Najświętszego Zbawiciela pod ratusz w Zielonej Górze. Funkcjonariusze SB pewnie nadzorowali przebieg tego marszu, ale nikogo nie zatrzymano.

Współpracowaliśmy też z podziemną „Solidarnością”. Dostawaliśmy od nich papier i również w inny sposób byliśmy przez nich wspierani.

Prowadziliśmy też działalność edukacyjną w szkołach w Zielonej Górze i innych miastach. Ona opierała się na kolportażu druków, pisemek, różnych książek. Sami też wydawaliśmy własne pismo – „Dryń”.

W bunkrach MRU

I jedna rzecz, która utkwiła mi szczególnie w pamięci, to było takie spotkanie, chyba w 1988 roku, w bunkrach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego. Mieliśmy wtedy świadomość, że jesteśmy obserwowani, inwigilowani. Czasami sam też miałem takie odczucie, że pewne osoby chodziły za mną dłużej ulicami, jakby sprawdzali, gdzie się poruszam, do kogo idę. A to był pomysł na to, aby zorganizować spotkanie w miejscu bezpiecznym, które będzie umożliwiało swobodę wymiany informacji, rozmów, gdzie będziemy się czuli swobodnie. To była propozycja kolegów z RMN-u z Międzyrzecza. Tam też przyjechali koledzy z Gorzowa. Zeszliśmy na dół. I po przejściu kilku kilometrów doszliśmy do takich dwóch sal, w których spędziliśmy całą noc. Tam całą noc rozmawialiśmy.

Na całe życie

To był fajny czas. To był czas zawiązywania się i pogłębiania przyjaźni, które później przetrwały i trwają aż do dzisiaj. Z wieloma z tych osób do dzisiaj jestem naprawdę w głębokiej przyjaźni.

Później, w 1990 roku, po pierwszych wyborach, które jeszcze do końca nie były wolne, ale kiedy można było już tę działalność prowadzić zupełnie swobodnie, to wspólnie z innymi środowiskami, z którymi współpracowaliśmy, tj. z KEFAS-em, ZHR-em, próbowaliśmy zrobić Młodzieżowy Blok Wyborczy do wyborów samorządowych. Nie do końca nam to się udało. ZHR wolał pójść do wyborów razem z „Solidarnością”. I ten Blok wtedy ostatecznie nie powstał. Natomiast środowisko nasze dalej funkcjonowało. Dużo nam dał ten okres lat 1988 – 1990, kiedy wspólnie działaliśmy i poznawaliśmy historię, ale też dzieliliśmy się naszymi wyobrażeniami o tym, jak ta nasza Polska ma wyglądać w momencie, kiedy będzie już niepodległa. Z wyjątkiem może kilku osób, które miały poglądy „piłsudczykowskie”, to większość naszej grupy miała nastawienie raczej „endeckie”. Ogromny wpływ na nas miały książki, w tym „Myśli nowoczesnego Polaka” Romana Dmowskiego. Stąd wielu „eremenowców” w Zielonej Górze najpierw było w Młodzieży Wszechpolskiej, a potem w ZChN-ie aż do roku 2000, kiedy ZChN się podzielił.

To było nasze takie doświadczenie, które kształtuje na całe życie. Ci młodzi ciągle ludzie mieli często później odwagę mówić niepokorne rzeczy i spierać się z tym wszystkim, co nam oferowało społeczeństwo początku lat 90. To był okres debaty o tym, jak ukształtować ustawę antyaborcyjną. Wtedy Adam Urbaniak szedł z megafonem na czele demonstracji, wzywając do zniesienia dopuszczalności zabiegów aborcyjnych w Polsce. I większość z nas w takim kierunku poszła i tak funkcjonowała. Przewinęło się przez to nasze środowisko w różnym czasie około kilkadziesiąt osób. Wiele z tych osób już dziś nie pamiętam czy też nie jestem w stanie przypomnieć sobie ich nazwisk. Ale ci, których pamiętam, to oni dalej są wierni tym wartościom i przekonaniom, które mieli w tamtych czasach, ponad już dwadzieścia lat temu.

r Zasada