Kiedy zadzwonił Marek z prośbą o wspomnienia z mojej działalności w latach 80., przez moment wpadłam w popłoch: Boże! Ja nic nie pamiętam, to było przecież tak dawno! Ale powoli coś z pamięci zaczęło docierać, przeczytałam wspomnienia innych i puzzle z moich wspomnień zaczęły powoli układać się w jakąś sensowną całość. Wzruszyły mnie szczególnie wspomnienia Piotra Łysakowskiego, ponieważ nie sądziłam, że ktoś pamięta mnie z tamtego okresu, i że moje działanie miało jakiś sens dla innych. Nawet po tylu latach to cieszy.

Na początku (szczerze to przyznam) traktowałam to trochę jako zabawę, próbę sił… Dopiero potem zaczęło to ewaluować i nabierać innego sensu.

A wszystko zaczęło się na pielgrzymce, od poznania chłopaków z brązowej grupy (gorzowskiej), a w szczególności Janusza Dorucha, którego (nie pamiętam już dlaczego) od tamtej pory nazywam „Animatorem”. To on wprowadził mnie w Ruch Młodzieży Niezależnej. Zawsze byłam niespokojnym duchem z dużą ilością energii do wykorzystania. Było mi trochę wstyd przed gorzowiankami, że w Zielonej Górze tak słabo jest z ruchem antykomunistycznym i nazywa się moje miasto (ukochane zresztą) „Czerwoną Górą”. Podeszłam do tego bardzo honorowo i chciałam udowodnić, że u nas też są ludzie, którzy chcą coś zrobić. Nie ukrywam, że na początku było bardzo ciężko. To były już czasy, kiedy rozpoczęłam studia we Wrocławiu. Z Wrocławia jeździłam nocnym pociągiem (koszmar!) do Gorzowa i tam brałam od Janusza materiały do rozprowadzenia w Zielonej Górze. Do dzisiaj mam zachowane notatki – komu ile czego dostarczyłam. Pomimo koszmarnego dojazdu PKP bardzo miło wspominam te wizyty. Zawsze byłam fantastycznie przyjmowana i „zaopiekowana”, a dodatkowo zaopatrzona. Oprócz Janusza, z którym kontakt mam do dziś, pamiętam Kazia Wyszyńskiego i Oktawiusza [Borcza]. Z Oktawiuszem zdarzało się nawet zagrać w szachy (w ramach odpoczynku od walki podziemnej). Pamiętam również spotkanie z Markiem Rusakiewiczem (to był chyba zjazd członków RMN, a Marek to była bardzo ważna osoba!). Gorzów na zawsze pozostał w moich wspomnieniach miejscem, w którym poznałam ludzi, którzy z pewnością mieli wpływ na moje późniejsze wybory.

Pamiętam, jak przy okazji takiej wizyty w Gorzowie, Janusz zaprowadził mnie do domu Kazika Sokołowskiego. Poznałam tam jego i jego mamę. Kazik był w przededniu odsiadki w więzieniu za odmowę służby wojskowej. Do dzisiaj pamiętam, jak ogromne wrażenie zrobił na mnie ten człowiek. Pamiętam, że jechałam z nim później pociągiem. Wizyta u niego w domu, rozmowa w pociągu – to dało mi na bardzo długo siłę i poczucie, że skoro są tacy ludzie jak on, którzy chcą tak się poświęcić, to chyba warto zaangażować się jeszcze bardziej i zrobić jeszcze więcej. Wtedy, po przyjeździe do Wrocławia, nawiązałam kontakt z ludźmi z Federacji Młodzieży Wałczącej i Ruchu Wolność i Pokój. Do Zielonej Góry dostarczałam materiały z Gorzowa i Wrocławia (bibułę i materiały do drukowania). Jeździłam także do Warszawy, do wydawnictwa „Res Publica” po książki. W końcu zorganizowałam w Zielonej Górze grupę osób, która potem działała już samodzielnie. I to był chyba mój największy sukces!

Było jeszcze coś, co do dzisiaj wywołuje uśmiech na mojej twarzy. Nie pamiętam, w którym to było roku, ale była to noc sylwestrowa, kiedy wraz koleżanką, za pomocą farb w spreju (te farby to było kiedyś COŚ), pomalowałyśmy Pomnik Braterstwa Broni na głównym placu w Zielonej Górze. Miałam ogromną satysfakcję, kiedy na drugi dzień pośpiesznie próbowano zmyć farbę z pomnika. Przez wiele lat prawie nikt o tym nie wiedział. Tego właśnie nie robiło się dla sławy, tylko z jakieś naszej wewnętrznej potrzeby zaprotestowania przeciwko zniewoleniu. Nie wiem czy dzisiejsze pokolenie to zrozumie.

Potem była jeszcze wrocławska Pomarańczowa Alternatywa, strajki na uniwersytecie i NZS. I w końcu upragniona, wywalczona przez masę ludzi, wolność. A potem każdy stopniowo porozchodził się do własnych spraw. I tak powoli zapomniałam o tym, co kiedyś robiłam. Aż do telefonu Marka… I ta podróż do przeszłości uzmysłowiła mi, że to był ważny kawałek mojego życia. I chociaż nie zajmuję się polityką, to tamten okres z pewnością ukształtował mój charakter i wrażliwość. A najbardziej zatęskniłam za tamtą ludzką solidarnością i wzajemną bezinteresownością.

Dziękuję wam, chłopaki z Gorzowa, bo od was wszystko się zaczęło.