Tradycje rodzinne

Odnajdywanie przechowywanych w pamięci zdarzeń sprzed 35 lat jest zadaniem niewdzięcznym. Sporo szczegółów umknęło, brakuje towarzyszących im wówczas emocji, upływ lat ukrył inspiracje wielu działań, procesy towarzyszące ich przygotowaniu i przebieg.

Od kiedy pamiętam ważnym składnikiem atmosfery w moim domu rodzinnym była jednoznacznie niechętna wobec PRL-u postawa moich Rodziców. Opowieści Ojca o dziadkach w powstaniu wielkopolskim a Mamy o zaangażowaniu przodków na Podlasiu w partyzantkę AK i powojenną, antykomunistyczną konspirację oraz będących jej skutkiem represjach czy wspomnienia z działalności w „Solidarności” w latach 1980-81, głęboka religijność w parze z licznymi wyjazdami rodzinnymi do miejsc związanych z polską historią i walką o niepodległość a także moje ówczesne intensywne zainteresowanie historią Polski, liczne lektury, dyskusje i młodzieńcza potrzeba aktywności stosunkowo szybko zaczęły skutkować chęcią jakiegoś zaangażowania. Manifestacji mniej czy więcej świadomego sprzeciwu z jednej strony a ujścia dla młodzieńczego buntu z drugiej.

Enklawy wolności

Pierwsze kontakty z „podziemiem” to okres końca szkoły podstawowej. Organizowane kilka razy w roku wyjazdy do Warszawy, z okolic której pochodzi część mojej rodziny, często uwzględniały wizytę u grobu ks. Jerzego, czasami skutkowały także spontanicznym udziałem w demonstracjach czy innych nieoficjalnych wydarzeniach. Wracaliśmy z tych wypraw z „bibułą”, kupioną czy otrzymaną. Te powroty z miejsc gdzie tyle się działo, działała konspiracja, gdzie czuć było opór społeczny, działał niezależny ruch kulturalny, funkcjonowały enklawy wolności do Zielonej Góry, pogrążonej w całkowitym marazmie, gdzie nic się nie działo a życie społeczne i kulturalne składało się przeważnie lub wyłącznie z rytuałów komunistycznego państwa – były przygnębiające. Skłaniały do porzucenia biernego udziału i poszukiwań możliwości działania.

W 1986 lub 1987 roku, jako świeżo upieczony licealista podczas jednego z wyjazdów rodzinnych poznałem, nie pamiętam już dzisiaj w jakich okolicznościach, nieco starszego ode mnie kolegę, ucznia warszawskiego liceum mieszkającego vis a vis kościoła św. Stanisława Kostki i prowadzącego (prawdopodobnie z rodzicami) u siebie w mieszkaniu dystrybucję bibuły. Mój zapał musiał być przekonujący, bo zaufał mi i dał paczkę ulotek oraz „podziemnych” gazetek (pamiętam, że m.in. były to „PWA” i „Tygodnik Mazowsze”) do rozprowadzenia. Po powrocie do Zielonej Góry urwałem się z domu którejś nocy i trzęsąc ze strachu rozłożyłem nad ranem „bibułę” na ławkach na śródmiejskim „deptaku” i przystankach autobusowych. Współpraca ta trwała jakiś czas i jeszcze kilka razy okazyjnie przywiozłem do mojego miasta takie przesyłki.

Początki RMN w Zielonej Górze

Przełomem okazał się udział, od połowy lat 80-tych, w pieszych pielgrzymkach Diecezji Gorzowskiej na Jasną Górę (w grupie Zielonej, ruszającej z Zielonej Góry z kościoła p.w. Najświętszego Zbawiciela) i spotkanie osób podobnie do mnie myślących oraz szukających zaangażowania. A także spotkanie biorących udział w pielgrzymce, w grupach z Gorzowa Wlkp., działaczy gorzowskiego Ruchu Młodzieży Niezależnej. Pamiętam pielgrzymkowe rozmowy z Markiem Rusakiewiczem (fot. 1), Grzegorzem i Jarosławem Sychlami, kupowaną i otrzymywaną w trakcie pielgrzymek gorzowską „bibułę”, wejścia na Wały Jasnogórskie pod wielkimi transparentami gorzowskiego RMN-u.

Po kolejnej pielgrzymce, jesienią 1987 r. jeden z moich najbliższych przyjaciół Marcin Wojtaszek przyszedł z informacją, że szykuje się w Zielonej Górze spotkanie ludzi chcących założyć w mieście RMN i propozycją udziału. Jeżeli pamięć mnie nie myli to był sobotni wieczór, a gospodarzem okazała się dziewczyna – Benita Ćwiek (Dobrzańska). Pamiętam, że samo miejsce było niezwykłe i świetnie korespondowało z konspiracyjnym charakterem spotkania – ściany pokoju Benity w mieszkaniu na zielonogórskim tzw. „Mrowisku” wyklejone był papierem z wymalowanymi ogrodzeniami z drutu kolczastego. Było tam kilka osób, półmrok, powaga, zdawkowe rozmowy, dystans, skrywane obawy, zazdrość wobec aktywności Gorzowa Wlkp. i chęć działania. Dużo później okazało się, że w spotkaniu brali udział, oprócz mnie i Marcina, m.in. Jarek Wróblewski, chyba jakieś osoby z gorzowskiego RMN-u, Krzysiek Charewicz, Piotr Łysakowski i Wojciech Rudkiewicz. Wydaje mi się, że były na nim także Kasia Kraińska i Beata Jęcz. Wszyscy później zaangażowani w działalność zielonogórskiego RMN-u aż do samego końca.

Nasza konspiracja

Byliśmy dziwną konspiracją. Niezbyt liczną, z działalnością na miarę naszych ówczesnych możliwości. Samotną i samodzielną – bez wsparcia materiałowego, finansowego i ochrony jakie tego typu organizacje młodzieżowe w innych miastach miały ze strony działającego w nich prężnie „dorosłego podziemia”. W Zielonej Górze go nie było. W zasadzie te kilkanaście osób, które szybko pojawiły się w Ruchu, tworzyło bardziej młodzieżową, przyjacielską grupę towarzyską niż poważną organizację podziemną. Niby jakoś (mgliście i chyba nie biorąc tego poważnie) zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że to co robimy jest nielegalne i może mieć dla nas konsekwencje, ale młodzieńcza niefrasobliwość i zapał cały czas dominowały. Finalnie wyszliśmy z tego bez szwanku mimo że, co się niedawno okazało dzięki badaniom dr Zbigniewa Syski, zielonogórskie SB już w 1987 r. namierzyło kolportaż i powstanie RMN-u w mieście. Nie dotknęły nas represje poza kilkoma groźbami i rozmowami ostrzegawczymi przeprowadzonymi z niektórymi działaczami, ich rodzicami i dyrekcją szkół oraz kilkoma wpadkami w czasie kolportażu „bibuły” – w końcowym okresie panowania komuny, gdy funkcjonariusze czuli już wiatr zmian i nie angażowali się przesadnie. Mieliśmy szczęście i – chyba – nieco intuicji pozwalającej (pamiętam dwie takie osoby) unikać kontynuowania kontaktów z pojawiającymi się, starszymi od nas (mieliśmy wówczas od 16/17do 19/20 lat) i natrętnie zainteresowanych naszą działalnością osób spoza kręgu zielonogórskich szkół.

Nie było w zielonogórskim RMN-ie struktury organizacyjnej i hierarchicznej. Decyzje dotyczące podjęcia określonych akcji i działań podejmowaliśmy kolektywnie, w trakcie zebrań. Szczegóły organizacyjne i techniczne ustalali ze sobą ochotnicy chętni do ich przygotowania czy realizacji. Sporo zadań (np. kolportaże, wyjazdy na spotkania czy demonstracje w innych miastach) tak ja, jak i moi koledzy, prowadziliśmy indywidualnie, często bez wiedzy innych.

Knuliśmy a oprócz tego przez cały ten czas, w mniejszych i większych grupkach, prowadziliśmy życie towarzyskie charakterystyczne dla nastolatków – bawiliśmy się, podróżowaliśmy (pamiętam wspólne Sylwestry w akademiku Marcina Wojtaszka we Wrocławiu i w Zakopanem), spotykaliśmy się w kinie i knajpkach, pojawiały się relacje uczuciowe, dbaliśmy o promocje do kolejnych klas, niektórzy przygotowywali się do matury i egzaminów na studia.

Pierwsze miesiące, tak do połowy 1988 r., to spotkania kilka razy w miesiącu w prywatnych mieszkaniach, wypełnione dyskusjami, rozważaniami o historii Polski i otaczającej nas rzeczywistości – takie specyficzne kursy samokształceniowe, które z czasem przekształciły się w obecne do końca naszej działalności spory zwolenników Dmowskiego i Piłsudskiego. Pojawiała się „bibuła” z Gorzowa (głównie „Szaniec”), Międzyrzecza i Wrocławia, ja przywoziłem czasem coś z Warszawy, Beta Jęcz kompletowała bibliotekę wydawnictw drugiego obiegu, mającą służyć zainteresowanym rówieśnikom. Tworzyły się nieformalne komórki ruchu do „obsługi” poszczególnych szkół średnich w mieście. Kolportowaliśmy w nich ulotki i gazetki otrzymywane z Gorzowa. Jeżeli dobrze pamiętam, w tym czasie Benita rozpoczęła studia we Wrocławiu, co zaowocowało kontaktami z wrocławską FMW i NUMS-em oraz kolportażem wydawanej w tym mieście prasy i książek. Pojawiały się nowe osoby. Pamiętam Rafała Marszałka, Rafała Foksińskiego, Joannę Miś. Szukaliśmy także dalszych możliwości działania.

Przy parafii

Byłem w tym czasie dość aktywnie związany z parafią Najświętszego Zbawiciela w Zielonej Górze, znałem posługujących w niej kapłanów i ich sympatie patriotyczne. Po pielgrzymce w 1988 r., wczesną jesienią, podrzuciłem któregoś wieczora ks. Czesławowi Kroczakowi, ówczesnemu opiekunowi ministrantów, list z opowieścią o naszej działalności z prośbą o pomoc i kontaktem. Propozycja została przyjęta życzliwie, jesienią tego roku dostaliśmy do dyspozycji salkę parafialną przy ul. Chrobrego, do której przenieśliśmy nasze spotkania i z której korzystaliśmy do samego końca działalności. Szybko stała się niemal oficjalnym biurem i miejscem licznych akcji. Organizowaliśmy tam aż do końca działalności otwarte spotkania dyskusyjne (o ile dobrze pamiętam co sobotę), projekcje filmowe (pamiętam „Zabić księdza” A. Holland, „Człowieka z marmuru”, filmy dotyczące aborcji), przygotowywaliśmy redakcyjnie publikacje (statut RMN Zielona Góra, ulotki informacyjne, okolicznościowe i rocznicowe, wydawnictwa broszurowe: Zeszyt Samokształceniowy, biuletyn „Dryń”). Zainicjowaliśmy i od schyłku 1988 r. współorganizowaliśmy cykliczne Msze Święte za Ojczyznę w Zielonej Górze, przeważnie w kościele p.w. Najświętszego Zbawiciela, sporadycznie także w kościele na Winnicy i kościele p.w. NMB. Były one czasami okazją do niewielkich manifestacji patriotycznych i kolportażu wydawnictw drugiego obiegu.

Drukowaliśmy ulotki

Powoli rozkręcała się nasza poligrafia. Początkowo drukowaliśmy ulotki (pamiętam informujące o Mszy za Ojczyznę) chałupniczo wykonywanymi stemplami, z liter wycinanych z gumowych uszczelek i naklejanych na szklane płytki. Pod koniec 1988 r. Benita dostarczyła nam z Wrocławia ramkę sitodrukową, na której wieczorami i nocami, w małych zespołach drukowaliśmy ulotki i informatory (pamiętam ulotki z okazji rocznicy 17 września, diecezjalnego Marszu Młodych w Zielonej Górze, przygotowywane na pielgrzymki, informujące o spotkaniach RMN-u w salce przy ul. Chrobrego). Część matryc przygotowywał w akademiku Marcin Wojtaszek, wówczas już student Politechniki Wrocławskiej, odbierałem je od niego na dworcu kolejowym, część m.in. drukowaliśmy na maszynie do pisania u Andrzeja Grzegorzewskiego, syna ówczesnej prezydent Zielonej Góry zaangażowanego w działalność Ruchu. W różnych prywatnych mieszkaniach, raz albo dwa także na placu budowy domu prezydent Grzegorzewskiej w Chynowie, w małych grupkach i w większej konspiracji z tych matryc drukowaliśmy na sicie kolejne publikacje, zazwyczaj w nakładzie do ryzy papieru. W późniejszym czasie kilkukrotnie wsparła nas poligrafia Solidarności Walczącej z Wrocławia, nie wiem przez kogo załatwiana.

Papier zawsze był problemem, pamiętam, że trochę otrzymaliśmy z Wrocławia, raz wspomógł nas działający w Drożkowie działacz Solidarności, późniejszy senator, Edward Lipiec, kilkakrotnie aktywny w Zielonej Górze prawnik Regionu Solidarności w latach 1980-81 Jerzy Podbielski, kilka razy pomógł ś. p. Andrzej Maliński, chórmistrz i organista parafii Najświętszego Zbawiciela. Pewnie były także inne, nieznane mi źródła. Oprócz tego cały czas kolportowaliśmy wydawnictwa drukowane dla nas w Gorzowie i Wrocławiu (ulotki i np. statut RMN Zielona Góra) i otrzymywane m.in. stamtąd wydawnictwa bezdebitowe.

Nasza działalność

Część z nas utrzymywała kontakty ze strukturami RMN-u w Gorzowie, Międzyrzeczu, Wałbrzychu, RMS-u w Sulechowie, braliśmy udział w spotkaniach organizowanych przez nich spotkaniach (pamiętam mgliście pobyty w podziemiach Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego), służące koordynacji działań, zdarzały się, indywidualne wyjazdy na manifestacje do Gorzowa Wlkp., Wrocławia i Poznania. Przybywali kolejni chętni do działania, niektórzy na chwilę, inni trwale. Pamiętam m.in. Artura Zasadę, Roberta Piotrowicza, pojawiała się Patrycja Kosiarkiewicz. Podjęliśmy także działania poza Zieloną Górą, starając się propagować działalność RMN-u i tworzyć sieci kolportażu w miasteczkach ówczesnego woj. zielonogórskiego. Udało się w Gubinie, gdzie powstała struktura Ruchu, ja rozrzucałem ulotki w szkołach średnich w Nowej Soli i, wraz z Piotrem Noskiem, uczestniczyłem na strychu LO w Szprotawie w prezentacji celów i środków działania RMN-u, podrzucając przy okazji porcję „bibuły”. Malowaliśmy napisy na murach, rozklejaliśmy ulotki. Część z nas brała regularnie udział w pielgrzymkach Diecezji Gorzowskiej na Jasną Górę, występując pod własnymi transparentami (il. 2) i z przygotowanymi specjalnie wydawnictwami (transparenty i oprawę graficzną ulotek przygotowywali Piotr Łysakowski i czasami Robert Piotrowicz, wówczas uczniowie zielonogórskiego Liceum Plastycznego).

Wyszliśmy z podziemia

W połowie 1989 r., wraz ze zmianami w Polsce, nasza działalność stała się w zasadzie jawna. Wzięliśmy udział w działaniach Niezależnej Unii Młodzieży Szkolnej we Wrocławiu dotyczących zmian w szkolnictwie średnim (wydaliśmy także poświęconą im publikację), braliśmy udział w warszawskich spotkaniach młodzieżowej konspiracji i NZS-u na Politechnice Warszawskiej, spotkaniach dolnośląskich struktur RMN-u (pamiętam swój pobyt, wraz z Marcinem Wojtaszkiem, na zorganizowanym przez RMN Wałbrzych na plebanii w Bielicach koło Stronia Śląskiego spotkaniu, na którym niespodziewanie pojawił się Kornel Morawiecki), cyklicznych spotkaniach z RMN-em w Gorzowie i Międzyrzeczu (pamiętam takie w jakimś ośrodku wypoczynkowym nad rzeczką koło Międzyrzecza).

Zintensyfikował się nieco kolportaż, przybywali kolejni chętni do działania. W sumie robiliśmy to samo co od 1987 r., tylko intensywniej. I coraz mniej się ukrywając. (il. 3, 4) Zdarzały się drobne wpadki: m.in. któregoś razu wracających z (chyba) Warszawy z plecakami wypchanymi bibułą Rafała Marszałka i Roberta Pokszyńskiego na pl. Bohaterów zatrzymał patrol milicji. Zapakowano ich do milicyjnej Nysy i funkcjonariusze zaczęli przeglądać zawartość bagaży. Pamiętam ubaw jaki mieli nasi koledzy opowiadając, jak milicjanci dziwili się widząc m.in. książki drugiego obiegu wydane w Paryżu i Londynie. Skończyło się na strachu, a milicjanci, zabierając sobie kilka wybranych wydawnictw zagranicznych, wyrzucili kolporterów na ulicę i kazali wracać do domu.

Częściej wychodziliśmy na ulice, uczestnicząc pod transparentami w manifestacjach czy uroczystościach religijnych, organizowaliśmy na zielonogórskim „deptaku” własne obchody zakazanych w PRL-u rocznic (pamiętam obchody rocznicy 17 września 1939 r., z pochodem, wiecem pod ratuszem i przygotowanymi specjalnie ulotkami informacyjnymi).

Inną inicjatywą z ostatniego okresu działalności, która utkwiła mi w pamięci, to wystąpienie we wrześniu 1989 r. do prezydenta Zielonej Góry z apelem o zmianę nazw ulic w mieście – usuniecie postaci związanych z ruchem komunistycznym i radziecką dominacją. Zostało przyjęte a przedstawiciele RMN-u brali później udział w pracach powołanej komisji, złożonej z delegatów różnych ugrupowań społecznych w mieście, która doprowadziła do pełnej dekomunizacji patronów zielonogórskich ulic już w latach 1990-91. Ostatnim bodajże działaniem było powołanie z połowie 1990 r., wraz z lokalnym Związkiem Harcerstwa Rzeczypospolitej, Stowarzyszeniem Młodzieży Katolickiej „Kefas” i Niezależnym Zrzeszeniem Studentów – Młodzieżowego Bloku Wyborczego, mającego promować potrzeby i postulaty młodzieży szkolnej i studenckiej w programach tworzących się przed wyborami samorządowymi lokalnych ugrupowań politycznych. Przy pomocy poligrafii dolnośląskiej Solidarności Walczącej wydany został specjalny „Biuletyn BMW”, graficznie opracowany przez Piotra Łysakowskiego.

Odkryte po latach archiwum

W drugiej połowie 1990 r. wszystko się skończyło. W Polsce zaczął się burzliwy okres transformacji. Część z nas zdawała wówczas matury, wyjechała lub wkrótce miała wyjechać z Zielonej Góry na studia lub do pracy w innych ośrodkach. Niektórzy wyemigrowali. Artur Zasada poszedł w politykę. Ja wyjechałem na studia do Warszawy, gdzie zatrzymałem się na długie lata. Niewielu, o których wiem, zostało na miejscu, w Zielonej Górze, a historię naszej działalności i naszych usiłowań zatarł upływ czasu (ostatnie napisy na murach z końca lat 80., będące naszym dziełem na ul. Sobieskiego, w podcieniach „Pod Filarami” na deptaku i w bramie Osiedla Chrobrego, zamalowano w trakcie remontów śródmiejskich kamienic na początku XXI w.). Dla mnie ostatnim, nieoczekiwanym epizodem było odkrycie kilkanaście lat temu w skrzyni na drewno w altanie na działce Ojca pokaźnego pakietu wydanych przez nas ulotek i innych publikacji, kolportowanej „bibuły” oraz zestawu pierwszych stempli do produkcji ulotek – zapomnianego archiwum Ruchu Młodzieży Niezależnej w Zielonej Górze. Przekazałem cały ten zasób do Archiwum Państwowego w Zielonej Górze.