Ulotki i napisy
Zaczęło się u dziadków
Byłem jeszcze uczniem szkoły podstawowej, kiedy z dziadkiem słuchałem „Radia Wolna Europa” i „Głosu Ameryki”. Chłonąłem te informacje o najnowszej historii Polski i o tym, co działo się w naszym kraju. Ważnym wydarzeniem w tamtym czasie był wybór Karola Wojtyły na papieża. Z domu wyniosłem patriotyzm.
Już w 1979 roku, mając zaledwie 14 lat, razem z Markiem Rusakiewiczem, współzałożyłem Związek Młodzieży Antykomunistycznej. Marka znałem z podwórka, razem spędzaliśmy wakacje u naszych dziadków na ulicy Koniawskiej. Pierwsze nasze działania podjęte zostały jeszcze w roku 1979. Były to akcje ulotkowe, związane z rocznicami 17 września i 11 listopada. Później, 13 kwietnia 1980 roku, rozklejaliśmy plakaty, upamiętniające 40. rocznicę mordu polskich oficerów w Katyniu.
Jedną z ważniejszych naszych akcji w tamtym okresie było namalowanie napisu na ul. Św. Jerzego przy rynku – PRECZ Z PZPR. Ta akcja odbiła się dużym echem, bo namalowaliśmy ten napis w nocy, na kilka godzin przed rozpoczęciem działalności rynku. Na rynek chodziły wtedy tłumy osób z całego Gorzowa. To było w lipcu 1980 roku. Napięcie społeczne rosło. Zbliżały się sierpniowe strajki. To był pewnie jeden z pierwszych napisów na murach w Gorzowie.
Do tych akcji starałem się specjalnie przygotować. Planowaliśmy je robić w środku nocy. Żeby wyjść bez żadnych problemów, wypożyczyłem specjalnie namiot z PTTK, rozbiłem go na ogrodzie. Było lato, więc dziadek i babcia bez problemu zgodzili się, abym spał w tym namiocie. Trudniej miał Marek, bo musiał niepostrzeżenie wyjść z mieszkania swoich dziadków. Ja na niego już czekałem.
Dzień czy dwa później próbowaliśmy powtórzyć taką akcję. Chcieliśmy namalować napis na sklepie „Neptun”, niedaleko od rynku, w pobliżu spichlerza. Tuż przed rozpoczęciem malowania zatrzymał nas patrol milicyjny. Do dziś zastanawiam się, dlaczego nas wtedy nie zatrzymali. Mieliśmy przecież przy sobie puszkę farby, pędzle. Nie za bardzo chce mi się wierzyć, że milicjantów przekonała nasza bajeczka o tym, że idziemy do domu od babci, a farbę dostaliśmy, bo mamy pomalować piwnicę. Przecież łatwo można to było skojarzyć z tym wcześniejszym napisem.
Już jesienią 1979 zaczęliśmy organizować swoje grupy. Marek miał swoją, a ja swoją. W mojej byli między innymi: Andrzej Więckowski, Konrad Stępień, Ireneusz Nogal.
Mieszkanie w centrum
Później była „Solidarność” i stan wojenny. Marzyła mi się wtedy taka organizacja bardziej wojskowa czy też partyzancka. Kiedyś z Krzyśkiem Sobolewskim mieliśmy taki plan, aby zrobić ładunek wybuchowy i wysadzić jakiś pomnik komunistyczny. Próbowałem namówić mojego tatę, który pracował wtedy w „Stilonie”, żeby załatwił mi ziemię okrzemkową, z której chciałem zrobić taki ładunek. Ale tata zorientował się, do czego ona może być wykorzystana i mi odmówił, więc nic z tego nie wyszło.
Największym wydarzeniem w okresie stanu wojennego była manifestacja 31 sierpnia 1982 r. Ja wtedy mieszkałem na ul. Obotryckiej, tuż obok Katedry. Przed manifestacją przygotowywaliśmy się do tego, że władze mogą użyć siły. Mieliśmy u mnie w piwnicy kanister z benzyną, świece dymne i specjalnie zrobione kolczatki, które chcieliśmy rozrzucać na ulicy, aby samochody milicyjne nie mogły przejechać. Nic z tego nie użyliśmy. Naszym błędem było między innymi to, że mieliśmy to za blisko. Przecież mój dom przy ul. Obotryckiej był w centrum tych wydarzeń. Wszędzie pełno było „zomowców”, milicjantów i „esbeków”. W pewnym momencie cała grupa osób znalazła się w mojej klatce. Ktoś robił zdjęcia z korytarza, to był chyba Olek Popiel. Wszyscy później weszli do mojego mieszkania na czwartym piętrze. To było 20 lub może nawet 30 osób. Klisze zostały u mnie. I dzięki temu można było zrobić potem odbitki. Te zdjęcia, robione z mojej klatki schodowej, ostatnio widziałem w Zarządzie Regionu „Solidarności”.
W 1982 r. współpracowałem głównie z Krzyśkiem Sobolewskim. Któregoś razu rozrzucaliśmy ulotki z mojego domu. Po ich rozrzuceniu obserwowaliśmy jak ludzie je zbierają. To był świetny widok. Ulotki ładnie się rozsypały i szybko zostały pozbierane przez przechodniów.
Moja piwnica
Szczególnym miejscem było więc i moje mieszkanie, ale i moja piwnica na Obotryckiej. Tam spotykałem się z Markiem w latach 1979–1980, gdy przygotowaliśmy akcje. Tam przeczekaliśmy do rana, gdy zostaliśmy wylegitymowani przez milicjantów przed naszym nieudanym malowaniem. W piwnicy przetrzymywałem różne materiały do działalności. A jeden raz, na przełomie 1982 i 1983 roku, drukowałem w niej „Feniksa”. Na ramce, którą przyniósł Krzysiek Sobolewski.