Bibuła

Dokładnie wszystkich faktów z działalności w RMN, a później Ruchu „Wolność i Pokój”, już nie pamiętam. Część wydarzeń, a szczególnie daty zostały mi przypomniane przez Marka Rusakiewicza i Zbigniewa Syskę. (Szczegółowe informacje znajdują się w dokumentach IPN i dokumentach prokuratorskich). Przynależność do RMN rozpoczęła się najprawdopodobniej w dniu 1 listopada 1984 r., kiedy to spotkałem się po mszy w kościele przy ul. Warszawskiej z Markiem Rusakiewiczem. Od tamtego czasu dostawałem od niego pojedyncze czasopisma, takie jak: „Feniks” (pismo podziemnej Solidarności) czy „Szaniec” (pismo Ruchu Młodzieży Niezależnej). Po pewnym czasie Marek skontaktował mnie z Jarkiem Sychlą, od którego zacząłem otrzymywać większe ilości bibuły. Pamiętam, że dzieliłem ją na dwie części. Jedną pozostawiałem sobie, by ją rozprowadzać na terenie szkoły, w której się uczyłem, a drugą przekazywałem Grześkowi Trześniowskiemu, który rozprowadzał ją w swojej szkole.

Moja wpadka

W połowie lutego 1985 r. Marek Rusakiewicz, poinformował mnie i Jarka Sychlę, że planowana jest duża akcja rozrzucanie na ulicach miasta ulotek. Oczywiście chętnie zgodziliśmy się wziąć udział w takiej akcji. Kilka dni później spotkałem się z Markiem na cmentarzu przy ul. Warszawskiej, gdzie Marek Rusakiewicz przekazał mi około 1000 arkuszy formatu A-4, na którym wydrukowane było po 6 pojedynczych ulotek. Przeniosłem je do pracowni fotograficznej, do której miałem klucze, należącej do Rzymskokatolickiej Parafii Św. Krzyża. Następnie udałem się do Grzegorza Trześniowskiego i poprosiłem go o pomoc w rozcinaniu ulotek. Grzegorz Trześniowski zgodził się. Poszliśmy więc razem do pracowni fotograficznej, w której to przy pomocy obcinarki do zdjęć i nożyczek pocięliśmy arkusze z ulotkami na pojedyncze ulotki, uzyskując ich ponad 5000 egzemplarzy. Pocięte ulotki przenieśliśmy do piwnicy rodziców Grześka Trześniowskiego i tam je ukryliśmy. Dwa dni przed akcją zabrałem z piwnicy około 4 000 sztuk ulotek, które przekazałem Jarkowi Sychli. Pozostałą część zostawiłem dla siebie. Akcję rozrzucania ulotek rozpoczęliśmy z Grzegorzem, zgodnie z wcześniejszym planem, 22 lutego około godziny 15.00. Najpierw rozrzuciliśmy część ulotek z klatki schodowej bloku przy ul. Sikorskiego, w pobliżu siedziby Polskiego Biura Podróży Orbis. Następnie przeszliśmy do mieszczącego się przy tej samej ulicy Spółdzielczego Domu Handlowego. W sklepie było dużo ludzi więc założyliśmy kominiarki aby nikt nas nie rozpoznał i rozrzuciliśmy ulotki na pierwszym piętrze. Kiedy zaczęliśmy je rozrzucać okazało się, że na parterze w sklepie był funkcjonariusz SB, kapitan Maciejowski. Wówczas jeszcze jego nie znałem. Maciejowski, zwany przez nas „Griszą” chciał mnie zatrzymać. W drzwiach sklepu złapał mnie za rękę, ale się wyrwałem i zacząłem uciekać. Ten nie mogąc mnie dogonić, krzyczał za mną „łapać złodzieja”. Dwóch przechodniów próbowało mnie zatrzymać, ale po krótkiej szamotaninie w końcu też im się wyrwałem. Wybiegłem ze sklepu mocno zmęczony tą szamotaniną. Niestety w tym czasie jechał już za mną milicyjny radiowóz na sygnale. W dalszym ciągu uciekałem, ale na ul. Łużyckiej mnie złapali.

Nie wytrzymałem przesłuchań

Następnego dnia, zostałem przesłuchany. Pamiętam że początkowo próbowałem „wcisnąć” im wersję, że właściwie to przypadkiem wziąłem udział w akcji rozrzucania ulotek, że do tego zwerbował mnie przypadkowy mężczyzna, który zaproponował mi 500 złotych za rozrzucanie ulotek. Później, pokazali mi znalezione w moim mieszkaniu gazetki, takie jak „Feniks” czy „Szaniec”. Tłumaczyłem się, że wszystkie otrzymywałem za darmo od przygodnych, nieznanych mi osób.

Po południu rozpoczęło się kolejne przesłuchanie, podczas którego byłem bity przez funkcjonariuszy SB (opowiedziałem to podczas procesu Marka i Waldka Rusakiewiczów w Sądzie). Niestety załamałem się podczas tego przesłuchania i przyznałem się do członkostwa w RMN, a także wyjawiłem osoby, z którymi utrzymywałem kontakt: Marka Rusakiewicza, Grześka Trześniowskiego i Jarka Schylę. W tym miejscu chciałbym jeszcze raz ich za to przeprosić. W areszcie śledczym przebywałem od 22. lutego do 7. maja 1985 roku. W tym czasie próbowałem poprzez grypsy skontaktować się z aresztowaną Beatą Szrejder. Ale szczegółów już nie pamiętam. Po wypuszczeniu mnie na wolność, skontaktowali się ze mną inni członkowie RMN i „Solidarności”. Upewnili mnie w tym, że moje zeznania, wymuszone siłą przez funkcjonariuszy SB, mogę w trakcie procesu odwołać. Tak też postąpiłem. Podobnie jak Beata Szrejder, Jacek Pieczyński i Jarek Sychla. Odwołanie naszych zeznań, a później nasze wypowiedzi podczas procesu, gdzie ujawniliśmy publicznie jak nas poniżano, straszono i bito podczas przesłuchań, spowodowały że Marek i Waldek zostali uniewinnieni. Ta sytuacja spowodowała, że poczułem ulgę i zarazem wzmocniła mnie psychicznie. Bezpośrednio po procesie, po uwolnieniu Marka i Waldka, pojechaliśmy razem na trwająca jeszcze pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Od tamtej pory regularnie brałem udział w pieszych pielgrzymkach z Gorzowa do Częstochowy. Na Jasną Górę wchodziliśmy z transparentami RMN.

Odmówiłem złożenia przysięgi wojskowej

Później była sprawa odmowy złożenie przysięgi wojskowej. Na przełomie grudnia 1984 roku i stycznia 1985 roku w prasie podziemnej pojawiły się artykuły na temat Marka Adamkiewicza, który odmówił złożenia przysięgi wojskowej ze względu na treści jakie zawierała, a szczególnie na zapis: „stać nieugięcie na straży pokoju w braterskim przymierzu z Armią Radziecką i innymi sojuszniczymi armiami” . Dużo o tym rozmawialiśmy z kolegami z RMN. Postanowiliśmy, że i my również postąpimy podobnie, bo treść przysięgi stała w sprzeczności z naszymi wartościami, jakie wyznawaliśmy. Tak się złożyło, że z naszej organizacji ja pierwszy dostałem powołanie do wojska. Miałem się wstawić w jednostce wojskowej w Babimoście w dniu 2. stycznia 1986 roku. Po przybyciu do jednostki wojskowej poinformowałem dowódcę jednostki że odmawiam złożenia przysięgi ze względu na jej treść. Po miesiącu nacisków i rozmów z kadrą dowódczą w dniu 5 lutego zostałem aresztowany a następnie przewieziony do aresztu śledczego w Poznaniu przy ul. Młyńskiej. Po prawie dwóch miesiącach pobytu w areszcie śledczym odbyła się rozprawa sądowa (27 marca 1986 r.) podczas której zostałem skazany na dwa lata i sześć miesięcy więzienia. Na początku września 1986 roku ogłoszono amnestię i na podstawie tej decyzji wszedłem na wolność13 września 1986 roku, dzień później na wolność wyszedł również mój kolega Krzysiek Sobolewski, który również siedział za odmowę złożenia przysięgi.

Protesty i … emigracja

Po wyjściu z więzienia włączyłem się czynnie nie tylko w działalność RMN, ale i w tworzenie z kolegami Ruchu „Wolność i Pokój” w Gorzowie, a później w działalność NSZZ „Solidarność”. W latach 1987-1989 uczestniczyłem w wielu akcjach protestacyjnych, m.in. przeciwko budowie elektrowni atomowej w Klempiczu czy składowaniu odpadów radioaktywnych w Międzyrzeckim Rejonie Umocnionym. Z tych akcji najbardziej utkwiła mi w pamięci ta z 18. maja 1987 roku na daszku SDH, gdzie milicja aby nas ściągnąć musiała sprowadzić wóz strażacki z drabiną i ta z 2. września 1987 roku w Międzyrzeczu, gdzie z chłopakami wskoczyliśmy na dach kiosku i tam rozwiesiliśmy transparenty. Pamiętam, że zdjęcie a tej akcji zostało później zamieszczone w gazetce PWA (Przegląd Wiadomości Agencyjnych). Brałem również udział w akcjach przeciwko aresztowaniu Kazika Sokołowskiego. Najbardziej pamiętam akcję z transparentami na daszku przystanku autobusowego przy „Arsenale” w dniu 7 stycznia 1988 roku. Z tej akcji zachowały się również zdjęcia. Wiele razy niosłem transparenty czy to z napisem RMN, „Solidarność” czy z napisem Ruchu „WiP”. Z tego powodu byłem wielokrotnie wzywany na rozmowy ostrzegawcze i karany grzywnami.

W 1989 roku zdecydowałem się na wyjazd do USA. I tam zostałem.