Mój kontakt z RMN-em zaczął się w szkole średniej – uczęszczałam do I LO. Przypadało to na lata 1983–86. W tym czasie wstąpiłam do drużyny harcerskiej, a co za tym idzie, miałam silną potrzebę zrobienia „czegoś” dla ojczyzny.

W domu również atmosfera była sprzyjająca – rodzice oboje byli zaangażowani w zakładanie „Solidarności” w szkołach, w których uczyli. Mój tata uczył w I LO.

Dzięki harcerstwu poznałam takich ludzi, jak m.in. Adam Borysławski, Robert Kuraszkiewicz, Jacek Kowalski czy Adam Tuczyński. To oni właśnie powierzyli mi początkowo kolportaż gazetek i ulotek w mojej klasie i w gronie moich znajomych.

Około roku 1986–87 otrzymałam zadanie pisania matryc, głównie do „Szańca”, ale także do okolicznościowych ulotek czy kartek. Pożyczyłam maszynę, podręcznik szybkiego pisania na maszynie i nauczyłam się w miarę biegle pisać. Później dostarczono mi do domu specjalną maszynę oraz matryce – wyliczone, nie można było pozwolić sobie na błędy i pomyłki (nie było funkcji backspace). Materiały do przepisania dostarczał mi najczęściej Adam Borysławski, ale bywała też u mnie Ewa Hrybacz, „Kuraś” (Robert Kuraszkiewicz) czy Waldek Rusakiewicz. Adam Borysławski dużo opowiadał mi o działalności RMN-u, o zasadach konspiracji, o „akcjach”, nie ujawniając za bardzo nazwisk.

Mój obecny mąż, a ówczesny chłopak – Adam Tuczyński, był bardziej tajemniczy. Trochę bał się o mnie. O tym, że brał udział w akcji namalowania gigantycznej Polski Walczącej na szkole, dowiedziałam się dopiero po jakimś czasie, jak hałas wokół tego troszkę przycichł. Ja też drżałam o niego.

Po maturze przez jakiś czas byłam zaangażowana w pisanie matryc do „Feniksa”. Odbywało się to w domu śp. pani Fryc. Nie pamiętam, jak długo się tym zajmowałam, jakieś kilka numerów.

Moja działalność w tych czasach była niewielka, ale dała mi poczucie uczestniczenia w walce z komuną. Do tego dochodził oczywiście udział w mszach za ojczyznę oraz w mszach harcerskich, a także uczestniczenie w pieszych pielgrzymkach na Jasną Górę, gdzie czuło się „powiew wolności”, mimo obecności smutnych panów z SB.